Opatrzność. – Otarłem się o śmierć.
Kiedy w roku 98 mając 26 lat stanąłem po drugiej stronie muru okalającego więzienie w Wołowie nie miałem planu co z sobą począć. Bez zawodu, wykształcenia na domiar złego bez jakichkolwiek środków do życia.
Skontaktowałem się z Paniom kurator której przydzielono rolę pełnienia nadzoru nade mną a jednocześnie miała być osobą, w której obowiązku leżało choćby podjęcie próby ułatwienia znalezienia mi pracy. Niestety okazało się, że ogranicza się jedynie do rozliczania mnie z tego jak sobie radzę. Zarejestrowałem się w urzędzie pracy jednak bezskutecznie. Mijały tygodnie a ja nie miałem z czego żyć.
Pewnego dnia spotkałem na ulicy starego znajomego z więzienia. vel „Kongo”. Po krótkiej rozmowie wyjaśniłem mu swoją mało skomplikowaną sytuację, którą ten w lot pojął, ponieważ sam nie raz opuszczał Zakłady Karne.
Jako że byłem silny 120 kg mięśni, odważny, sprawdzony i w „sztosie” czyli wysportowany. Zaproponował mi dorywczą fuchę. Miałem jeździć z podobnymi mi chłopakami na granicę w celu ochraniania przemytników papierosów. Ekipa ponoć była zgrana.
W tamtych latach na granicy polsko niemieckiej toczyły się bardzo zaciekłe wojny między różnymi grupami przestępczymi, trudniącymi się przemytami papierosów i spirytusu. Przede wszystkim Caringtonem i Lelkiem w których to wojnach trup słał się gęsto. To mnie jednak nie zniechęciło
Kongo w mojej obecności wykonał telefon do swojego znajomego „Szyny” Który był jednym z Legniczan dorabiających sobie ochranianiem przygranicznych przemytników.
Zaręczył za mnie przedstawiając w dobrym światle. Po krótkiej rozmowie poinformował mnie, że na ten tydzień mają już cały skład. (Czyli pełne auto) Jednak za tydzień chętnie wezmą mnie z sobą.
Kiedy po dwóch tygodniach Kongo nie zadzwonił byłem nieco zdziwiony, ponieważ znałem go z rzetelności. Pojechałem do niego by zapytać się co z naszą sprawą? Spotkałem go pod domem był mocno przygnębiony. Zapytałem co się stało?
– To ty nic nie słyszałeś?! – odpowiedział
– No nie – odrzekłem zdziwiony
Rozejrzał się badawczo na boki po czym wyjaśnił mi podekscytowany.
– Posłuchaj wtedy co pojechali co nie było już dla ciebie miejsca. Była awantura! Ktoś z broni maszynowej na środku drogi ostrzelał ich Forda Sierrę między Bożkowicami a Leśną. Kierowca zginął na miejscu a potem zabójca resztę wyprowadził z auta i po kolei strzałem w tył głowy dokonał egzekucji na wszystkich! Mimo że mieli przy sobie jeden pistolet nie zdołali nic zrobić zginęli na miejscu! – Oficer sekcji kryminalnej powiedział, że takiej masakry nigdy jeszcze nie widział.
Ja właśnie teraz jadę do zakładu pogrzebowego załatwiać specjalną trumnę dla Szyny, bo w standardowej się nie mieści.
Po tamtej rozmowie z Kongiem zrozumiałem, że uniknąłem pewnej śmierci. Dzisiaj sprawca tej zbrodni Rosjanin odsiaduje dożywotkę w Zakładzie Karnym w Wołowie.
Kiedy wycofałem się ze wszystkiego, opadł kurz emocji i spojrzałem na całe może życie z perspektywy człowieka nawróconego. Jestem przekonany o tym, że mój los nie dokonał się wtedy tam na tej bocznej drodze wśród przygranicznych lasów. Ponieważ Ten który był, jest i będzie, poza czasem. Ocalił mnie ponieważ wiedział że przyjdzie takie dzień, kiedy odpowiem na Jego zaproszenie. I będę miał tu jeszcze coś do zrobienia…
Egzekucja w Leśnej – śmierć pięciu mężczyzn
W nocy z 6 na 7 września, na bocznej drodze prowadzącej z Leśnej do Bożkowic, zastrzelono 5 młodych mężczyzn. Młodzi ludzie, poruszający się Fordem Sierra należeli do lokalnego gangu złodziei samochodów. Nie mieli jednak nic wspólnego, z konfliktem przemytników, znanym jako “wojna zgorzelecka”.