Co sądzisz o filmach Patryka Vegi? Plusy i minusy?
– Często reporterzy, kiedy wyłączą już kamerę zadają mi to pytanie. – Co o nich sądzę? Przede wszystkim są bardzo odważne. Patryk nie boi się poruszać mocno drażliwych tematów. Niewygodnych dla wielu sfer, gdzie ukrywa się patologia przez nikogo nie niepokojona. Np. „Botoks” Kto miałby odwagę nakręcić taki film?! Gdzie w jednym kadrze obnaża się tyle niewygodnej prawdy?
To jest jeden z powodów, dlaczego słuchać płacz. – To na plus
Na minus? – Nie znam zamysłu reżysera nie wiem czy efekt zdezorientowania widza jest zamierzony. Czy filmy które ogląda widz są tylko dla wąskiego grona? Tego nie wiem, dlatego odniosę się jedynie zakładając hipotetycznie, gdzie moim zdaniem leży błąd.
– Znam środowiska przestępcze i ogólnie pojętą patologię. Stad wiem, że treści pokazywane w jego filmach są oparte na faktach. Jednak ktoś kto nie miał do czynienia ze środowiskiem nie potrafi ich zrozumieć. Moim zdaniem problemem jest zbyt skąpa i płytka narracja. – Proszę sobie przypomnieć filmy starych mistrzów. „Ojciec Chrzestny”, „Chłopcy z ferajny”, „Cassino”, „Jak to się robi w Chicago” i wiele innych klasyków. Po obejrzeniu takiego filmu widz, który kompletnie nie miał nigdy do czynienia z przestępczością od wewnątrz, nie czuje się pogubiony. Mimo wielu dialogów reżyserzy często posiłkowali się narracją trzecio osobową która klarowała nam wszelkie niuanse zasad panujących w świecie przestępczym. Dzięki czemu sytuacja stawała się przejrzysta, i gładko wprowadzała widza w przekazywaną treść, na tyle profesjonalnie, że nawet kompletni laicy rozumieli wszystko od początku do końca i po obejrzeniu takiego filmu (pomijając fabułę) czuli się usatysfakcjonowani. Uważam, że tego brakuje w filmach Patryka Vegi.
Bez tego jego produkcie dużo tracą. Ne mam tu na myśli kogoś kto jak pilot wycieczki wszystko by nam szczegółowo tłumaczył odzierając do cna z przywileju zagadkowości i samodzielnego myślenia. Ale kogoś takiego jak np. Głos, w pociągu który informuje nas jaka to stacja. Filmy są zakwalifikowane jako kryminały wiec są też nastawione na odpowiedniego widza. Niemniej uważam, że w klasykach takich problemów nie było. Jakiś czas temu obejrzałem film pt. „GIT” Podobna sytuacja. Pozwolę sobie tutaj na prywatną wycieczkę. Cofnijmy się do roku 1990 Kiedy pierwszy raz przekroczyłem bramy więzienia i wstąpiłem w szeregi subkultury więziennej która nazywała się, „grypsujący”. Proszę sobie wyobrazić, że mimo że byłem po solidnym (przeszkoleniu) w poprawczaku to samych zasad i reguł grypsowania uczyłem się kilka miesięcy. A niepisanych praw które rządzą w więzieniach do końca ostatniego wyroku. Czyli razem piętnaście lat. W subkulturze Grypsujacych czyli tzw. „komandosach wśród skazanych”, „GiT” – ci. To tak jakby generałowie. Naprawdę trzeba wiele lat by to wszystko dobrze pojąć. Wiec proszę mi teraz odpowiedzieć jak przeciętny Kowalski bez trzecio osobowej narracji ma zrozumieć treść filmu bez dyskomfortu zagubienia? Oczywiście to mój subiektywny pogląd.