Prawda o sobie samym, najlepszym lekarstwem.
Swoje wady można przezwyciężyć tylko w jeden sposób, wypowiadając im wojnę! Nigdy nie pertraktując czy idąc na kompromisy. Prawda o sobie samym przyjęta w pokorze jest jednym z pierwszych kroków na drodze ku uleczeniu.
Spojrzenie na siebie samego, a nie rozglądanie się na boki, poddanie swojej osoby ocenie przez innych, a nie mówienie o innych, podświadomie chcąc w ten sposób odwrócić uwagę od siebie.
Przecież nie idziemy do lekarza po to, żeby go okłamywać na temat symptomów naszej choroby tylko precyzyjnie mówimy gdzie nas boli z myślą, że ten zaradzi naszej dolegliwości, więc co stoi na przeszkodzie by tak samo postąpić z naszą duszą? Czy nie ego? Czy nie pycha?
Tylko prawda może nas wyzwolić. Ten ból musimy przyjąć po to, by nigdy więcej już nie bolało, bo czy uleczone rany jeszcze nam doskwierają?
Nikt nie mówił, że będzie lekko i nikt nie obiecywał, że będzie szybko jednak wszyscy, którzy przeszli tę drogę, jednym głosem zapewniają, że warto!
Bo czy nosimy na sobie płaszcz przemoczony w deszczu? Albo czy otulają nasze zabliźnione rany stare bandaże? Nie!
Pozbywamy się tego co zbędne, racjonalnie uważając, że jest nam niepotrzebne. Więc dlaczego nie postępujemy tak z oswojonymi grzechami? Po macoszemu traktujemy toksyczne przyzwyczajenia. Nie wychodzimy prewencyjnie naprzeciw złym upodobaniom tłumacząc „że się zdarza najlepszym”. (się) nic nie zdarza, (się) szukaliśmy podświadomie folgując uciążliwym rygorom przyzwoitości, które w naszym mniemaniu zbyt długo trzymamy nas w męczącym uścisku.
Hasło naszego niedojrzałego „ego” brzmi: „Jak masz mnie nie chwalić, przyjdź kiedy indziej”. Inaczej się nie dogadamy a szkoda czasu na gadanie, żeby się nie dogadywać. Więc co, wymiana poglądów? Owszem to ma sens i jest całkiem mądre tylko jakoś teraz nie mam na to czasu, ale kiedy indziej to na pewno i z pewnością. Zadzwoń…
A nie daj boże ktoś nam zwróci uwagę , choćby półgębkiem coś mruknie w tonie upomnienia. Z miejsca wpisujemy go na listę „persona non grata” naszego najbliższego garnituru towarzystwa. No chyba, że to rodzina, wtedy co najwyżej odwiedzamy się tylko jak trzeba, rodzinnie, służbowo zajmując odległe miejsca przy stole.
Lekarzem może być szczery przyjaciel, lekarzem może być psycholog, aż w końcu lekarzem może być Pan Bóg! Ponieważ nie do każdego skaleczenia wzywamy pogotowie. Tak samo jak nie każde zadrapanie świadczy, że potrzebujemy reanimacji. Na każdą dolegliwość jest adekwatny lek.
Ale gdy zaniedbamy drobne skaleczenie może rozwinąć się z niego zakażenie i gangrena. Pielęgnowane nieprzebaczenia skutecznie sparaliżuje moc naszej modlitwy, a wtedy zostaje zdewociała klepanka paciorków na sznureczku.
Zamkniemy Jezusowi przed nosem drzwi swojego serca, w tym samym czasie pretensjonalnie skarżąc, że nie przychodzi nam z pomocą. A wszystko przez to, że nie przyjmujemy prawdy o samym sobie.
Myślisz, że to takie proste?
Poczytaj komentarze na swój temat i spróbuj to przemilczeć…
//pc.