„Zostałem skazany przez układ niedouczonych chamów”. Pisarz odsiaduje 25 lat za morderstwo
Amok.
Pamiętam, kiedy do puchy „za głowę” wjechał Krystian Bala- autor książki pt. Amok. Powtarzał, że jest niewinny, że sędziowie nieuki skazały go bez dowodów itd.
To co robi sąd to jedno, ale jest jeszcze coś takiego jak „sąd wewnętrzny” czyli- rozkmina. Rozkmina jest to wewnętrzne działanie wśród złodziei mające na celu wyjaśnienie sprawy lub osoby. Rozkminę przeprowadzają zazwyczaj więźniowie należący do subkultury grypsujących po to, by mieć jasność z kim lub z czym mają do czynienia, ale nie tylko. Niegrypsujący również mogą dociekać z kim im przyjdzie dzielić celę, zwłaszcza kiedy w grę wchodzi „ćwiara”- wyrok 25lat.
W świadomości ludzi z zewnątrz pokutuje pogląd, że w więzieniu wszyscy są niewinni, oczywiście chodzi tutaj o to co sami skazani rzekomo o sobie mówią, że wszyscy siedzą za niewinność…
Jednak nawet nie wiedzą jak bardzo się mylą i ja w tym artykule postaram się to wyjaśnić dlaczego.
O tyle o ile w Sądzie państwowym oskarżony ma prawo kłamać, rodzina oskarżonego ma prawo do odmowy wyjaśnień, a nierzadko również „nagina” fakty na korzyść oskarżonego.
Sąd może skazać kogoś na podstawie poszlak, jednak te poszlaki przeważnie są mocne. Nawet kiedy są to lewe zeznania świadków, to przecież dla sądu w świetle prawa jest to wystarczające.
Często też zdarza się, że wyroki są w zawieszeniu tak by wilk był syty i owca cała. Do czego zmierzam? Otóż kiedy podejrzany zostanie aresztowany, odsiedzi kilka lat w śledztwie, a z rozpraw będzie wynikało, że jest niewinny, wówczas sąd na podstawie „doświadczenia sądu” uznaje oskarżonego winnym i wymierza mu wyrok zaliczając na jego poczet to, co już odsiedział… Często skazany godzi się z tym, bo i tak idzie do domu a na dalsze szarpaniny z sądami nie ma siły ani kasy…
Podczas więziennej rozkminki sprawy mają się z goła inaczej.
Po pierwsze- złodzieje się znają, dobrze wiedzą kto jest kim, nierzadko od dziecka z jednego podwórka.
Po drugie- złodzieje nie wyrokują wyrokiem pozbawienia wolności, dlatego „wyjaśniany” nie ma powodu kłamać w sprawach karnych.
Po trzecie- kiedy złodziej okłamie drugiego złodzieja, natychmiast może mieć połamany nos i skończyć na samym dnie więziennej hierarchii.
W sądzie może kłamać, bo takie jest prawo, na spacerniku już nie…
Sam osobiście uczestniczyłem w wielu rozkminach gdzie okazywało się, że ktoś był niewinny, mimo tego dostawał wyrok sądowy (najczęściej za gwałty).
Raz była taka sytuacja, że chłopak dostał 12 lat za napad, którego nie dokonał. Małolat od jakiegoś czasu zajmował się włamaniami do urzędów, skąd kradł komputery. Jednak nie mógł powiedzieć swojego alibi ponieważ w tym czasie był na włamaniu w innym mieście około 100 km dalej. Niestety nie był sam, nawet wybierając mniejsze zło czyli przyznanie się do włamania musiałby sypnąć wspólników. Głównym świadkiem oskarżenia był policjant, który powiedział, że to ktoś bardzo podobny do niego- wystarczyło. Gibałem z nim w celi. Po wyroku załamał się i zaczął brać psychotropy…
Kolejnym razem koleś dostał 15 lat wyroku za napad. Też był niewinny. Nie było dowodów tylko poszlaki i to bardzo słabe. Najśmieszniejsze w tym było to jak do naszej celi wjechał inny złodziej za kradzież samochodu i w prywatnych rozmowach przyznał się nam, że to on dokonał tego napadu, ale przecież nie przyzna się w sądzie do napadu gdzie dostałby 15 lat, tylko po to by kogoś nie skazali na lewo… Trudno, w fachu przestępcy trzeba się liczyć z takimi zdarzeniami- ryzyko zawodowe.
Miałem w swojej „karierze” do czynienia z kilkunastoma podobnymi przypadkami.
Nie raz widziałem jak złodzieje brali na siebie dobrowolnie przestępstwa,których nie dokonali, bo tak się umówili z policjantami, którzy szepnęli prokuratorowi, żeby wnioskował o mały wyrok i takim sposobem każdy był zadowolony… Policjanci zamykali zdarzenia, rosła wykrywalność, prokurator miał wygrane rozprawy, nierzadko ze skróconym procesem, a złodziej wyłapywał w miarę łagodny wyrok mimo, że brał na siebie więcej „włamów”.
Na więziennym spacerniku nikt nie da robić z siebie durnia. Złodzieje nie są obwarowani przepisami prawnymi, które niejednokrotnie uniemożliwiają zbadanie sprawy. Na spacerniku gada się jak jest, oczywiście są wyjątki, kiedy po prostu nikogo nie interesuje czy dany „pacjent” zrobił to czy nie, zwłaszcza kiedy chodzi o głowę. Do sądu zazwyczaj jedzie się kilka razy w roku. A w celi jest się cały czas w kilku, całą dobę, razy lata… Więc ciężko jest by czegoś nie wiedzieć, tym bardziej, że recydywa nie jest w ciemnie bita. Każdą sprawę rozmienia się tak jakby dotyczyła ona mnie prywatnie, a nie kogoś tam, tylko mnie tu i teraz. W sądzie jest jeden sędzia i dwóch ławników, na spacerniku czasami kilkudziesięciu złodziei prowadzi rozkminkę, a bywa, że uczestniczy w niej kilkaset osób z kilku „puszek”.
Dlatego nie ma miejsca na granie wariata, a takie powiedzonko, że w więzieniu wszyscy siedzą niewinni na pewno nie funkcjonuje wśród złodziei…
Owszem zdarzają się wyjątki, jednak one potwierdzają regułę.
Więcej widziałem pomyłek w wyrokach sądowych niż w prawilnych rozkminkach więziennych.
Jest coś takiego jak materiał operacyjny czyli wiedza policji na dany temat nierzadko z wielu źródeł. Jednak brak im dowodów na przedstawienie sprawy prokuratorowi.
Złodziejom taka wiedza wystarczy, dlatego kiedy wjechał Krystian Bala do puchy, to recydywa nie głowiła się czy on jest winny tylko dlaczego, skoro uważa się za takiego inteligenta narobił tyle prostych „buraków”?