511 751 153 Monika Cwynar monikacwynar7@gmail.com

Recenzja książki Biskup. Nawrócony gangster

Cwynar vs Klimkowski

Szanowni! Stało się! Po wielu latach Cwynar ponownie zasiadł do „przesłuchania”. Długo był nieuchwytny. Nie życzył sobie tej pozycji. Człowiekowi obdarowanemu błyskotliwym piórem nie zależy na budowaniu swojego pisarskiego wizerunku poprzez autobiografię.

I właśnie tego pióra najbardziej brakuje w owej lekturze. Artyzmem Autora uraczymy się wyłącznie w preludium i posłowiu. Jednak Twórca nie pozostawia Czytelników z niczym. W zamian dostajemy kapitalny wywiad rzekę. Uderzający niepozowany życiorys, rzeczowo i dojrzale wyważony.

Przełom tysiącleci

Urodzony na początku lat 70. odrośnięty małolat, uwiedziony przez adrenalinę, zaczyna prowadzić podwójne życie. Z czasem staje u szczytu marzeń – osławiony recydywista i mocny gangster – potężnie grandzi na Dolnym Śląsku i brata się z Warszawką. Władczy, bezwzględny, absolutny!

W 2005 roku rozpracowany przez CBŚ zderza się ze ścianą. Perspektywa piętnastu lat za kratami albo instytucja świadka koronnego. Nie ogląda się za siebie. Zasadowiec do krańca wie, że ludzie nie układają się z psiarnią. Nigdy!

Pozostaje mu jedynie oszacować – jak rozegrać i przetrwać wieloletni wyrok. Nie duma nad tym długo, bo nagle wszystko przestaje mieć znaczenie.

Jeden sen

…i kilka podartych kartek zadrukowanego papieru sprawiają, że dochodzi do ewolucji. Zdeterminowany i nieobliczalny kryminalista wkracza na nowe terytorium i staje się bezkompromisowym świadkiem Jezusa Chrystusa. Z klamki zmienia oręż na różaniec.

Jak przeobrażony przetrwa blisko dekadę w więziennych murach? Czy hegemon zostaje sprowadzony na ziemię i musi się zadowolić pokornym zjadaniem resztek chleba? A może w jego celi wśród towarzyszy zaczyna dochodzić do fenomenu?

Razem z przeglądem swoich bezdusznych działań

…Cwynar przedstawia realia legnickich rodzin w Małej Moskwie, zasady panujące na ulicy, zagrania w czasie przesłuchań, diaboliczność kajdanowa i wielopłaszczyznowe życie w kulturze więziennej.

Całość rozgrywa się na przestrzeni kilku ostatnich dekad. Relacjonując swoją biografię, równolegle toczy rozprawę nad prozą życia w PRL-u, dominacją ZSRR i przejściem do niezależnej Polski. Obrazuje przełomowe modyfikacje społeczno-polityczne i daje niezwykle ciekawe światło na rzeczywistość, w której musieli odnaleźć się recydywiści, struktury państwa i każdy śmiertelnik.

Wywiad pierwszej klasy przeplata się z wyborną gawędą

Czy najwyżsi rangą kryminaliści – elita latami doskonaląca swój fach – mają kogo wychowywać na następców? Grypsowanie to przereklamowany slang czy sztuka życia? Kto może grypsować i co za to grozi? Szalę w byciu człowiekiem przechylają obowiązki czy przywileje? Dla kogo anatomia człowieka i patogenne substancje nie mają tajemnic – absolwenta medycyny czy dla tego, który zajechał ćwiarę? Co mają wspólnego skazańcy z epistolografią oraz dlaczego zgłębiają kunszt perfumowania papieru? I jaka jest odpowiedź na najważniejsze pytanie: kto opuszcza wyrokowców jako ostatni?

Poznajcie sekrety i kierunek przeobrażeń półświatka – jakże odmienne od wersji znanej z mainstreamu.

Nie mogło być inaczej!

Siadają na przeciwko siebie. Zwięźle. Na temat. Po męsku.

Marcin Klimkowski – dziennikarz prowadzący wywiad – doskonale wypełnił powierzone mu zadanie. Od pierwszych stron bije profesjonalizm i doświadczenie. Żadnych zbędnych ruchów. Każde słowo wprawnie wyważone. Płynnie włada pytaniami. Nie pospiesza, nie naciska, kiedy trzeba nie odpuszcza.

Panowie wzajemnie prowadzą się przez rozmowę, od której trudno im się oderwać. Ale…

Paweł Cwynar to twardy gracz. „Przesłuchanie” rozstrzyga jedynym możliwym układem – poker królewski. W książce nie znajdziemy niczego ponad to, co sam chciał odsłonić. Pełne opanowanie.

Biskup. Nawrócony gangster

To nie fikcyjny scenariusz klasy B! Przed Państwem życiorys na miarę dużego ekranu!

Przeczytajcie! …zanim obejrzycie!

Polecam!

Marcela Czerkawska

Kto wróci do puszki?

Kto wróci do puszki?

Bardziej prawdopodobnym jest to, że nie wróci do więzienia ten który przed jego opuszczeniem deklarował, że gotów jest choćby zamiatać ulice niż ten który chce przenosić góry.

Kiedy zostałem aresztowany byłem dobrze prosperującym zawodowym przestępcą. Majętnym, silnym, zdecydowanym i szanowanym w półświatku.

Inicjacją mojego procesu nawracania była modlitwa uniżenia. Siedziałem na więziennej pryczy i bez wyrazu patrzyłem w zakratowane okno. W pewnym momencie jakbym usłyszał głos mówiący wprost do mojego serca. Wstań wyjdź na środek i połóż się na podłodze. 

Zrobiłem nieco inaczej, ponieważ całe życie robiłem nieco inaczej. Wstałem otworzyłem okno do malutkiej celi niemal od razu wdarł się trzaskający mróz było -20*. Rozebrałem się do spodenek i położyłem krzyżem betonowej podłodze.  Leżałem godzinę co dnia przez 30 dni i zadawałem setki pytań nawet nie wiedziałem komu…

Wtedy Łaska Boża wylała się do mojego serca i zobaczyłem to co do tej pory było dla mnie zakrytym. Zrozumiałem to o czym nie miałem pojęcia. Słowo Boże które czytałem w Biblii stawało się dla mnie zrozumiałym.

Niedługo potem Pan Bóg udzielił mi wyczerpującej odpowiedzi na najważniejsze dla mnie pytanie, jaką ma dla mnie propozycję…

Nigdy nie zapomnę tej zimy i nigdy nie zapomnę tej nocy.

Tak to się wszystko zaczęło.

Po wielu latach zrozumiałem, że wtedy 2005r Duch Święty nakłonił mnie do tego gestu pokory bym zgiął swój dotychczas krnąbrny kark. Ponieważ bez tego nie zrozumiałbym co Pan Bóg chce mi powiedzieć. Zrozumiałem też, że pokora jest najdroższym klejnotem w koronie świętości.

Nie silny, bystry, inteligentny, przebiegły, zaradny, pomysłowy, błyskotliwy, wygadany, ale pokorny ma największe szanse na utrzymanie się na wolności i wygranie swojego życia.

Na wolności jestem już od 2011r. I nie stoję w miejscu…

ZK Wronki

ZK Wronki

Wronki – „Duży więzień małe domki”.

W szczególności moją misją jest odwiedzanie zakładów karnych,
poprawczych i domów dziecka. Dlatego z entuzjazmem przyjąłem zaproszenie do
podzielenia się swoim świadectwem w ZK Wronki. Skazani słuchali mnie uważnie i
w napięciu, co mnie ucieszyło. Ze zrozumiałych względów najbardziej interesowało
ich to, co dzieje się na wolności, jak sobie radzę, jaki obrałem kierunek, w
czym i u kogo szukam wsparcia i inspiracji. Ja sam szczególny nacisk kładłem na
kwestię tego, że MOŻNA INACZEJ! Co przybliżałem im na swoim przykładzie. Zachęciłem
do czytania książek i prasy, ponieważ z całą stanowczością świadczę, że czytanie
rozwija elokwencję i ubogaca słownictwo, które w warunkach więziennych ubożeje błyskawicznie,
a przecież mowa jest drugą po wizerunku cechą, po której ludzie nas oceniają…
Więc nie wolno nam jej zaniedbywać!

Po spotkaniu doszło do zabawnego zdarzenia. Kiedy wszedłem pomiędzy
więźniami, żeby porozmawiać prywatnie, niektórzy z nich zaczęli zadawać mi
pytanie, których kompletnie nie rozumiałem, nie wspominając o tym jak mógłbym
na nie odpowiedzieć… Kiedy wyszliśmy na zewnątrz organizatorka spotkania z
bractwa więziennego Pani Mariola poinformowała mnie, że na spotkaniu były osoby
z bloku „S”- Pawilon dla osób z zaburzeniami psychicznymi.

Niektórzy z Was zadają sobie pytanie, „po co ja odwiedzam
bandziorów”?

Odpowiem na nie tak: nie zapominajcie, że oni kiedyś wyjdą
na wolność, mogą być waszymi sąsiadami, więc odpowiedzcie sobie sami na pytanie,
kogo byście chcieli mieć za sąsiada? Człowieka naładowanego negatywnymi
emocjami pełnego gniewu i nienawiści czy kogoś kto stara się żyć inaczej?

Moim powołaniem jest zachęcać ich do tego by podjęli ten trud
dla dobra ich jak i nas wszystkich.

  „Jesteście skazani ale nie
potępieni”– Św. Jan Paweł II

Dziękuję –  

Fundacja POWSTAŃ

ul. Powstańców Wlkp. 23, 64-510 Wronki

Prawda o sobie samym, najlepszym lekarstwem.

Prawda o sobie samym, najlepszym lekarstwem.

Swoje wady można przezwyciężyć tylko w jeden sposób, wypowiadając im wojnę! Nigdy nie pertraktując czy idąc na kompromisy. Prawda o sobie samym przyjęta w pokorze jest jednym z pierwszych kroków na drodze ku uleczeniu.

Spojrzenie na siebie samego, a nie rozglądanie się na boki, poddanie swojej osoby ocenie przez innych, a nie mówienie o innych, podświadomie chcąc w ten sposób odwrócić uwagę od siebie.

Przecież nie idziemy do lekarza po to, żeby go okłamywać na temat symptomów naszej choroby tylko precyzyjnie mówimy gdzie nas boli z myślą, że ten zaradzi naszej dolegliwości, więc co stoi na przeszkodzie by tak samo postąpić z naszą duszą? Czy nie ego? Czy nie pycha?

Tylko prawda może nas wyzwolić. Ten ból musimy przyjąć po to, by nigdy więcej już nie bolało, bo czy uleczone rany jeszcze nam doskwierają?

Nikt nie mówił, że będzie lekko i nikt nie obiecywał, że będzie szybko jednak wszyscy, którzy przeszli tę drogę, jednym głosem zapewniają, że warto!

Bo czy nosimy na sobie płaszcz przemoczony w deszczu? Albo czy otulają nasze zabliźnione rany stare bandaże? Nie!

Pozbywamy się tego co zbędne, racjonalnie uważając, że jest nam niepotrzebne. Więc dlaczego nie postępujemy tak z oswojonymi grzechami? Po macoszemu traktujemy toksyczne przyzwyczajenia. Nie wychodzimy prewencyjnie naprzeciw złym upodobaniom tłumacząc „że się zdarza najlepszym”.  (się) nic nie zdarza, (się) szukaliśmy podświadomie folgując uciążliwym rygorom przyzwoitości, które w naszym mniemaniu zbyt długo trzymamy nas w męczącym uścisku.

Hasło naszego niedojrzałego „ego” brzmi: „Jak masz mnie nie chwalić, przyjdź kiedy indziej”. Inaczej się nie dogadamy a szkoda czasu na gadanie, żeby się nie dogadywać. Więc co, wymiana poglądów? Owszem to ma sens i jest całkiem mądre tylko jakoś teraz nie mam na to czasu, ale kiedy indziej to na pewno i z pewnością. Zadzwoń…

A nie daj boże ktoś nam zwróci uwagę , choćby półgębkiem coś mruknie w tonie upomnienia. Z miejsca wpisujemy go na listę „persona non grata” naszego najbliższego garnituru towarzystwa. No chyba, że to rodzina, wtedy co najwyżej odwiedzamy się tylko jak trzeba, rodzinnie, służbowo zajmując odległe miejsca przy stole.

Lekarzem może być szczery przyjaciel, lekarzem może być psycholog, aż w końcu  lekarzem może być Pan Bóg! Ponieważ nie do każdego skaleczenia wzywamy pogotowie. Tak samo jak nie każde zadrapanie świadczy, że potrzebujemy reanimacji. Na każdą dolegliwość jest adekwatny lek.

Ale gdy zaniedbamy drobne skaleczenie może rozwinąć się z niego zakażenie i gangrena. Pielęgnowane nieprzebaczenia skutecznie sparaliżuje moc naszej modlitwy, a wtedy zostaje zdewociała klepanka paciorków na sznureczku.

Zamkniemy Jezusowi przed nosem drzwi swojego serca, w tym samym czasie pretensjonalnie skarżąc, że nie przychodzi nam z pomocą. A wszystko przez to, że nie przyjmujemy prawdy o samym sobie.

Myślisz, że to takie proste?

Poczytaj komentarze na swój temat i spróbuj to przemilczeć…

//pc.