511 751 153 Monika Cwynar monikacwynar7@gmail.com

Tożsamość

Najczęściej zadawane pytania.
Jak wygląda twoja codzienna modlitwa?
– To zależy od tego, gdzie jestem. Kiedy jestem w Polsce, to zaczynam dzień poranną Mszą Św. Za granicą przeważnie nie ma takich możliwości.

Wtedy do porannej modlitwy odpalam kadzidło. Bywa, że do popołudniowych również. Lubię, gdy ten zapach unosi się w mieszkaniu. Przypomina mi to klimat kościołów w Polsce. Następnie zapalam świecę, zazwyczaj Caritasu, lub ogarki gromnicy, które wyłudzam od księży.

Używam też wody święconej, która zawsze stoi na stole, jak i w kropielnicy przy drzwiach.

7.00 – odmawiam podstawowe modlitwy i jedną litanię, modlitwę za dusze czyśćcowe i do Anioła Stróża.

Później czytam Biblię i dowolną lekturę.

12.00 – Anioł Pański, dowolna litania.

15.00 – Koronka, modlitwy wstawiennicze.

22.00 – Ten sam zestaw co rano.

Środa – Post całkowity do godz. 18.00.

Piątek – Adoracja Najświętszego Sakramentu, post bezmięsny.

Niedziela – Msza Św., spowiedź każdego tygodnia.

Staram się przestrzegać tego zastawu. Do tego dochodzi różaniec, który odmawiam podczas spacerów lub w podróży, akty strzeliste itd.

W Polsce wygląda to nieco inaczej. Korzystam z tego, że mam dostęp do kościoła, dlatego częściej w nim bywam. Codziennie chodzę na poranną Maszę Św. W kościele odmawiam też koronkę, a czasami wchodzę pomodlić się tak po prostu, kiedy czuję potrzebę.

Przestrzegam świąt kościelnych, pierwszych sobót miesiąca itd.

Mam duchowość kontemplacyjną, dlatego nie lubię, kiedy ktoś natarczywie wtłacza we mnie swoje pomysły na przeżywanie wiary lub modlitwy. Podczas czytania Słowa Bożego, podczas Adoracji lub sakramentu spowiedzi, Pan Bóg wyczerpująco odpowiada mi na pytania co i jak mam robić. A jeśli mam jakieś niejasności, pytam osób, którym ufam, i które mnie nie zawiodły.

Zaskakuje mnie, że tak wiele osób zasypuje mnie w internecie poleceniami jak i jakie modlitwy mam odmawiać, a kiedy np. wchodzę o godz. 15.00 do kościoła, aby odmówić koronkę, lub w piątek na adorację, to w kościele jest zaledwie kilka osób. I wtedy zadaję sobie pytanie, czy co poniektórzy nie stworzyli sobie kościoła internetowego, substytucyjnego do tego, który zazwyczaj mają nieopodal miejsca zamieszkania? To bardzo smutne.

Jakość modlitwy przedkładam nad jej ilość.

Czy często jesteś atakowany za swoje przekonania lub wiarę?

–  Jest to uzależnione od tego, jak mocno się „wychylam”. Jeśli człowiek siedzi cicho i powtarza tezy uniwersalne w zgodzie z daną chwilą czy nurtem, to w ten sposób wygodnie sobie dryfuje nie niepokojony przez nikogo. Prawda jest wymagająca i kosztuje. Można otoczyć się wiankiem znajomych, lub osób o podobnych przekonaniach, i prawić populistyczne banały przy aplauzie tychże. Można też iść pod prąd.

Ludzie zazwyczaj myślą, że u mnie jest kolorowo, ponieważ tak to wygląda w informacjach, które udostępniam. Jednak nie biorą pod uwagę, że mężczyzna swoje wojny toczy po cichu i trudy dźwiga sam. Przecież nie będę trąbił o tym, kto, kiedy i jak mnie zwymyślał, np. tylko za to, że przyznałem się do swojej wiary, lub do tego kim byłem w przeszłości.

Wrogowie Pana Boga, zajadle atakują Jego przyjaciół, to jest oczywiste. Używają do tego różnych metod, w zależności od świadomości takiej osoby.

Posługują się kłamstwem, wyświechtanymi banałami, oszczerstwami, manipulacjami lub półprawdami, sprytnie spreparowanymi tak, by udawały prawdę. A kiedy to nie pomaga, nierzadko uciekają się do przemocy fizycznej.

Nie wiem czy jestem atakowany często, ponieważ nie znam statystyk, do których mógłbym się odnieść. Jestem atakowany adekwatnie do swojej miary.

O czym zazwyczaj mówisz podczas spotkań?

– O sobie i o tym co przeżyłem. Bardzo pilnuję tego by nie przekraczać granic i nie wchodzić na ambonę nauczania. Uświadamiam przykładem i własnym doświadczeniem a nie wiedzą nabytą.  Dzisiaj Internet jest naszpikowany domorosłymi filozofami lub ewangelizatorami. Którzy nierzadko plotą bzdury i prowadzą ludzi na manowce. Na skutek czego niejednokrotnie powstają sekty. Zacietrzewieni i pyszni, hipokryci nie potrafią wesprzeć w dziele ewangelizowania lub nauczania osoby do tego powołane, sprawdzone, zaufane z doświadczeniem itd. Ponieważ są zazdrośni i na siłę starają się zaistnieć z własnym ja.                    Najgorsze w tym wszystkim jest to że do forsowania swoich wizji lub przekonań używają zasłony w postaci Słowa Bożego lub wizerunków świętych. Analogię odnajdowałbym w figurkach Chrystusa stojących w gabinecie wróżek. Nie zapominajmy, że szatan również posługiwał się Słowem Bożym. (Mt 4,1-11). – Plotą swoje androny na koniec dla uwiarygodnienia wskazując palcem na figurę Jezusa Chrystusa, że niby od Niego to pochodzi. Dlatego osobiście czujnie monitoruje swoje zachowania jak i mowę.        Nie zawsze to wychodzi tak jakbym sobie tego życzył niemniej staram się. Spotkałem również wielu laickich ewangelizatorów, którzy są solidnie zakotwiczeni w wiedzy teologicznej, lub natchnieni Duchem Św.  nierzadko skromnie odwołując lub powołując się na słowa innych w piękny sposób spełniają swoje powołanie.

Jak radzisz sobie z załamaniami wiary?

– Nie doświadczam takowych. Pan Bóg dopuszcza do mnie inne pokusy jednak takie które jestem w stanie odeprzeć.

Największe marzenie?

Świętość.

Jak dawać najlepsze świadectwa?

 

Nie wiem co to znaczy najlepsze świadectwo? Ponieważ mało, kiedy widzę efekty swoich świadectw. Na początku nim pierwszy raz zdecydowałem się nim podzielić czytałem różnego rodzaju poradniki na ten temat. Zazwyczaj do każdej czynności staram się przygotować duchowo jak i merytorycznie. W większości one zalecały – „krótko i na temat” Jednak z biegiem lat, kiedy nabierałem doświadczenia zrozumiałem, że to się nie sprawdza.

Zwłaszcza w moim przypadku, ponieważ moje świadectwo nie jest monotematycznie, gdyż przez około dwadzieścia lat wspinałem się po szczeblach przestępczej kariery. Więc jak to zamknąć w kilku minutach?

Doświadczyłem również tego, że kiedy mówię dłużej starając się zachować chronologię zdarzeń by zarazem było to logiczne tym samym wiarygodne. Zauważyłem, że słuchacze tak jakby w pewnych momentach odnajdowali cząstkę siebie w którymś ze zdarzeń. W ten sposób nawiązywała się pomiędzy nami więź zrozumienia. Przekonanie, że nie jestem kimś z zewnątrz tylko jednym z nich co zresztą jest prawdą. Wtedy zostaje przełamana bariera nieufności i analogie w zachowanych okazują się być spoiwem takich relacji. Kolejno inaczej trafia do nich przesyłanie, z którym przyszedłem.

To się po prostu czuje.

Rodzina wiara?

Pochodzę z katolickiej rodziny. Przyjąłem chrzest, Komunię świętą, bierzmowanie. Niestety, w wyniku moich konfliktów z prawem, oddaliłem się od Pana Boga jak i Kościoła katolickiego.
Niemniej nigdy – nawet, kiedy byłem przestępcą nie bluźniłem Panu Bogu czy Kościołowi szukając w ten sposób wymówek dla tego co robię. To, jak żyłem, bardziej było spowodowane wygodą jak i niezrozumieniem istoty żywej wiary. W swojej naiwności myślałem, że można pogodzić dobro ze złem.
Dzięki Bogu i modlitwom wstawienniczym mojej rodziny w 2005 roku stał się cud. Wszedłem na drogę nawrócenia.                  Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Przewartościowałem całe swoje życie.
Plany?

 ,,Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich pla­nach na przyszłość”?  Takie powiedzenie się utarło. Jednak czy faktycznie tak jest?

Zauważyłem ze ludzie często na Facebooku udostępniają jakieś maksymy nie do końca je przemyślawszy. Czy stoją one w zgodzie z własnymi przekonaniami.

Bo czy faktycznie tak jest, że nie mamy planów? Ja mam plany planuję większość rzeczy które robię. Moim zdaniem meritum leży gdzie indziej. – A mianowicie czy mając plany i realizując je, kiedy staniemy przed ewidentnym brakiem błogosławieństwa. Wszystko idzie nam, no może – nie z trudem, ponieważ uważam, że trud jest potrzebny. Ale w odwrotnym kierunku i zaczynamy rozumieć, że Pan Bóg prowadzi nas w inną stronę to czy w tym momencie, kiedy mamy wszystko skrupulatnie zaplanowane potrafimy zmienić kurs?

Przecież wychodząc do sklepu sporządzamy listę zakupów to dlaczego miałoby być inaczej podejmując życiowo ważniejsze przedsięwzięcia? Uważam, że większość z nas ma plany, tylko czy łatwo potrafimy z nich zrezygnować na rzecz czegoś co w pierwszej perspektywie nie jawi się nam tak atrakcyjnym jak nasza doskonale zaplanowana wizja? Na rzecz czegoś czego nie jesteśmy pewni, ponieważ nie widzimy „brzegu”.

Jestem przekonany, że każdy z powołanych apostołów miał plany jednak na słowo „pójdźcie za mną” Mk 1, 17-18 potrafili wszystko porzucić. I moim zdaniem właśnie o to w tym chodzi.